W psim lustrze

Nasze emocje, nasz charakter odbija się w naszych psach, jak w lustrze. Jeśli więc pies jest naszym lusterkiem, jak wygląda w tym odbiciu nasz obraz? I czy możemy wpływać na to, co przekazujemy psu?

Dziś o lekcjach, jakie wyniosłam z zeszłorocznych klas komunikacji.

„Zły” opiekun „złego” psa

Gdy na konsultacjach zaczynam mówić o tym, jak emocje opiekuna wpływają na emocje i zachowania psów, będąc często kluczowym czynnikiem rehabilitacji, spotykam się niekiedy z reakcją pełną niedowierzania. Przytoczę jedną, konkretną historię, która ten wpływ niesamowicie dobrze obrazuje.

Odwiedziłam w zeszłym roku parę, która zwróciła się po moją pomoc. Dopiero co rozpoczęli wspólne życie pod jednym dachem, a pies po kilku miesiącach zaczął demolować cały dom. Nie mogli dla tej zmiany zachowania znaleźć żadnej przyczyny. Czuli się kompletnie bezradni i sfrustrowani. Na spotkaniu wyczułam w powietrzu pewną nerwowość, do której nawiązałam pytaniem i zrozumiałam, że w tej parze nie działo się dobrze. Stopień zniszczeń dokonanych przez psa całkiem dobrze korelował z eskalacją nieporozumień pomiędzy opiekunami. Co więcej, mężczyzna nie akceptował psa – nie miał z nim żadnej więzi i, ze względu na wygląd psa, wstydził się z nim spacerować. Udało mi się zmienić to nastawienie, pokazując inteligencję i potencjał tkwiący w psie. Regularne, wspólne aktywności i większa wyrozumiałość były w tym przypadku kluczem do sukcesu.

To, z czym spotykam się na konsultacjach z opiekunami niemal na co dzień, to złe samopoczucie psa wynikające z niezadowolenia właściciela. Często słyszę przykładowo: „widzę na spacerach psy idące pięknie tuż przy nodze, a mój cały czas ciągnie” lub „ten pies nie tylko niszczy mi dom, ale w ogóle nie zachowuje się jak pies – nie ma z nim zabawy ani pieszczot, co z niego za pies…”. Takie słowa z jednej strony są zrozumiałe – nikt bowiem do tej pory nie nauczył tych osób w jaki sposób traktować psa i jak uczyć go nowych zachowań. Z drugiej strony, postępująca frustracja odbija się na psie, pogarszając jego stan emocjonalny, a co za tym idzie, zachowanie. Pies i jego opiekun wpadają zatem w typowe błędne koło.

To, z czym spotykam się na konsultacjach z opiekunami niemal na co dzień, to złe samopoczucie psa wynikające z niezadowolenia właściciela. Często słyszę przykładowo: „widzę na spacerach psy idące pięknie tuż przy nodze, a mój cały czas ciągnie” lub „ten pies nie tylko niszczy mi dom, ale w ogóle nie zachowuje się jak pies – nie ma z nim zabawy ani pieszczot, co z niego za pies…”. Takie słowa z jednej strony są zrozumiałe – nikt bowiem do tej pory nie nauczył tych osób w jaki sposób traktować psa i jak uczyć go nowych zachowań. Z drugiej strony, postępująca frustracja odbija się na psie, pogarszając jego stan emocjonalny, a co za tym idzie, zachowanie. Pies i jego opiekun wpadają zatem w typowe błędne koło.

Energia + emocja = moc^2

iedząc, że pies jest bardzo wrażliwym odbiorcą naszych emocji, odkrywamy, że pracując nad sobą, możemy pozytywnie wpłynąć na psa. Odkąd zauważyłam, że mogę dodać Rocce otuchy, gdy spotyka innego psa, mówiąc do niej spokojnym, ale wesołym tonem i chwaląc ją, widzę, jak podczas takich (nieuniknionych w mieście) spotkań, mój przekaz znacząco zmniejsza jej nerwowość. Co lepsze, odnotowałam też, że pomaga on i drugiemu psu – widzę, jak zmniejsza się napięcie mięśniowe, jak zmieniają się wyrazy pysków obu psiaków. Spotkania kończą się o wiele częściej w pokojowej atmosferze. Nie jest tak, że dzięki temu oba radośnie zaczynają się ze sobą bawić – nie jestem magikiem. Różnica jest jednak nie do przeoczenia.

Mogę też zadziałać w odwrotny sposób. Jeśli widzę, że na mojego Kudłatka nadciąga psi szturmowiec, jestem w stanie z pomocą swojej mowy ciała zatrzymać go. O tej metodzie dowiedziałam się na kursach Talking Dogs i nie od razu umiałam stosować ją z powodzeniem. Początkowo, szczególnie w spotkaniach z dużymi psami, moje nogi były jak z waty, a mój „interlokutor” zupełnie mnie ignorował. Praktyka jednak zrobiła swoje i dziś moja komunikacja jest całkiem skuteczna! Dla Rocki to ogromny „kamień z serca” – ma więcej zaufania do mnie i nie musi już sama kontrolować całego otoczenia.

Tylko uwaga – tu nie ma miejsca na ściemę. Jeśli naładowani jesteśmy energią negatywną, to choćbyśmy odgrywali rolę spokojnego, pewnego przewodnika oskarowo, pies wyczuje fałsz swoim wrażliwym nochalem. Nic z tego. Z tej przyczyny podkreśliłam wcześniej konieczność pracy nad sobą, nad rozpoznawaniem własnych stanów emocjonalnych, umiejętnością wyciszenia się, odnajdywania w sobie równowagi.

Niekiedy z daleka obserwując psa i jego opiekuna już dobrze wiem, że tę parę, dla dobra Rocki, ominę najszerszym możliwym łukiem – bo spotkanie skończyłoby się co najmniej nerwowo. Psy będą się jeżyć, opiekun pokrzykiwać i nikomu nie wyjdzie to na dobre. W parku widuję niekiedy dziewczynę z reaktywną suką. Suka ta widząc z daleka psy, reaguje na nie, biegnąc do nich ze szczekiem. Pewnego dnia w ten sposób potraktowała Rockę. Ta próbowała zatrzymać ją, przez co suka uciekła ze skomleniem. Od tego czasu (a było to chyba 2 lata temu…) stan tej suki pogorszył się jeszcze, ale jej właścicielka z daleka krzyczy nerwowo, bym zabrała swojego agresywnego psa… Właścicielka nie widzi problemu swojego psa, nie widzi wyjaśnienia dla jej zachowań, przez co irytuje się i obarcza winą cały świat dookoła…

Akceptujesz?

Przyjmując, że między nami a naszym psem istnieje ta dziwna, niesamowita nić, musimy przyjąć też tego konsekwencje. Stawia to przed nami nowe wymagania, każe wziąć na siebie za naszego psa większą odpowiedzialność. A to, co według mnie jest kluczem do wkroczenia na tę drogę, do zmiany dotychczasowego spojrzenia, to zrozumienie, jak ważna jest akceptacja tego wszystkiego, co dzieje się z nami, z naszym psem i dookoła. Akceptacja, czyli przyjęcie, dostrzeżenie, zauważenie. Bez oceny i z wyrozumiałością.

Sama długi czas żyłam, odpychając od siebie niemiłe emocje, maskując je na różne sposoby, udając, że ich nie ma. Smutek, złość, lęk – nie są w nas mile widziane. Na nasze emocje i twarze nakładamy filtry, tak, by rozjaśnić ciemne plamy i zmniejszyć kontrasty. W końcu sami nie wiemy, jak wygląda prawdziwy obraz.Tak samo w przypadku psów – nie lubimy, gdy są agresywne, niechętnie przyznajemy, że są nadwrażliwe albo lękliwe. Wstydzimy się. Jakże trudno jest powiedzieć „tak właśnie jest – i akceptuję to”! Ale ten właśnie krok jest pierwszym, by zawrzeć prawdziwą, mocną i naprawdę dobrą relację. Jeśli pozwolimy sobie zauważyć problemy, z wyrozumiałością, ze współczuciem, to pozwoli nam dostrzec również nowe sposoby na pomoc.

Tamowanie emocji, udawanie przed sobą samym, że ich nie ma, lub, że nie są ważne, działa tylko do pewnego momentu. W którejś chwili nasza tama pęka i zalewa nas fala, z którą nie potrafimy sobie poradzić. Piszę to w kontekście ogólnym – ludzkich emocji, jak i szczególnym – emocji człowieka w stosunku do psa. Nie tylko ja sama przeżyłam takie doświadczenie. Podczas konsultacji, szczerych rozmów, zdarza mi się być świadkiem takich chwil. Mają one też miejsce na klasach komunikacji, gdy opiekunowie zaczynają dostrzegać, z jakimi trudnościami mierzą się ich psy, i jak oni sami, nie zauważając ich, nie byli w stanie im pomóc.  

Dzisiaj, cokolwiek „mówi” Rocca – pozwalam jej to powiedzieć i staram się odpowiedzieć dobrze i mądrze. Kilka lat temu nauczyłam ją spokojnie wyczekiwać wycinanie sierści spomiędzy poduszek łapek. Rocca potrafiła czekać, aż przytnę sierść przy wszystkich czterech łapkach. Nigdy jednak nie przepadała za tym zabiegiem i dobrze o tym wiedziałam – wyhamowałam jednak wszystkie jej protesty, a smakołyki rekompensowały Kudłatej mąki. Dziś, gdy ma dosyć, ma prawo mi to pokazać, a ja respektując to, przekładam  kolejne etapy zabiegu na dalsze dni. To, że może mi powiedzieć „nie”, gdy tego potrzebuje, pomaga jej czuć się ze mną bezpiecznie i swobodnie. Staram się zresztą tak samo traktować siebie – dopuszczam do głosu te „złe” emocje, przyglądam się im, szanuję je – a one nie wszczynają w moim mózgu strajku generalnego (to przychodzi mi jednak z większym trudem niż akceptacja mojej uroczej towarzyszki).

Pozwolenie Rocce na wyrażanie siebie ma swoje konsekwencje. Ot chociażby taką, że coraz częściej ma swoje własne pomysły na spędzanie czasu i próbuje różnych aktywności, które nie zawsze są mi w smak. Zaczęła odważniej przeglądać zawartość toreb zakupowych. Podkradła i zjadła kilka smakołyków z różnych miejsc. Nachalnie domaga się uwagi i pieszczot. Jest to wynik tego, że Rocca po prostu poczuła się pewniej, poczuła sprawczość, która daje ogromne zadowolonie. Wzrost pewności siebie dostrzegam podczas spotkań z psami, a także w tym, że znacznie zwiększyła częstotliwość znaczenia zapachem. Dlatego przymykam oko na to, że stała się odrobinę niesforna, wiedząc, że w ważnych sprawach zda się na mnie.

Spojrzenie, które tu zaprezentowałam, w świecie, w którym nie jesteśmy świadomi własnych emocji, a co dopiero naszych psów, nie jest powszechne i bywa źle rozumiane. Odkąd jednak pracuję nad tym, by je w sobie wzmacniać, otrzymuję zewsząd wiele niesamowitych niespodzianek. Czy zechcecie również je przyjąć?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *