Klasy Komunikacji Talking Dogs

Jak było na Klasach Komunikacji u Talking Dogs i czy w ogóle warto na nie jechać?

Z perspektywy czasu widzę to wyraźniej niż kiedykolwiek, że moje pierwsze spotkanie z Pauliną i Wojtkiem z Talking Dogs było punktem zwrotnym w moim spojrzeniu na psy i na psio-ludzką relację. Pierwsze warsztaty, na jakich u nich byłam, uświadomiły mi, jak błędnie oceniałam, rozumiałam i robiłam wiele rzeczy z Roccą. Od tamtej pory śledziłam poczynania i wracałam raz po raz do świetnych artykułów na blogu Talking Dogs. Chaos, który zrodził się w mojej głowie po pierwszym spotkaniu, udawało mi się stopniowo opanować. Mimo to, na klasy komunikacji zbierałam się jak przysłowiowa sójka za morze. W końcu jednak, w tym roku, udało mi się odwiedzić Borki Wielkie, gdzie odbywają się klasy, aż dwa razy. Przyszła zatem pora na moją opinię.

Kilka słów o Klasach Komunikacji

Klasy komunikacji Talking Dogs to unikalny sposób na poznanie lepiej swoich psów, siebie w relacji z nimi oraz ich w relacji z innymi psami. Jest to również sposobność do rozwoju wiedzy na temat psiej komunikacji. Kiedyś wielką furorę zrobiły „sygnały uspokajające”. To tak naprawdę dopiero wierzchołek (w dodatku niezbyt celnie zinterpretowany) góry lodowej psiego etogramu. Należy go naprawdę dobrze poznać, by móc w ogóle podjąć próbę interpretacji psich zachowań.

Klasy polegają mniej-więcej na tym, że prowadzący dobierają pary psów, które spotykają się na wielkim, ogrodzonym placu. Zazwyczaj najpierw psy są od siebie odgrodzone, prowadzący mogą podjąć decyzję o otwarciu furtki i umożliwieniu psom bezpośredniego kontaktu. W tym czasie reszta uczestników siedzi w wyznaczonym miejscu i bacznie obserwuje wszystko, co się dzieje. Prowadzący towarzyszą właścicielom i ich psom, instruując, w jaki sposób mają się zachowywać. Po każdej interakcji bardzo dokładnie, zachowanie po zachowaniu, omawiane jest to, co działo się na placu. Wysnuwane są hipotezy na temat przyczyn tych wydarzeń, jest czas na dodatkowe omówienia i pytania.

Najtrudniejszy pierwszy krok

Pierwsze klasy, na które się wybrałam, odbywały się w czasie długiego weekendu czerwcowego i trwały aż trzy dni. Pomimo, że starałam się podchodzić do nich na luzie, to moje pierwsze wyjście na plac z Roccą było dla mnie ogromnie stresujące. Poznałam to przede wszystkim po… zachowaniu Rocki, która jest na moje sygnały i emocje bardzo wrażliwa. Jeśli zaniepokoi mnie cokolwiek, mogę być pewna, że i ona na to zareaguje. 

Stres związany z tym, że wychodzę z moją kochaną, ale nieprzewidywalną suką i że nie wiem do końca co się stanie, a obserwuje mnie jakieś 30 osób, udzielił się i Rocce. Skończyło się na tym, że Rocca reaktywnie zareagowała na drugiego psa, a następnie próbowała rozładować swoje emocje szczekając i zataczając dzikie kółka. Szczęśliwie okazało się, że był to tylko wynik stresu debiutantek. Później Rocca pokazała już swoją komunikatywną stronę, dzięki czemu miała stosunkowo dużo wejść. Ba, po jednym dniu, gdy Rocca weszła na plac 3 razy, była tak zmęczona, że nie miała ochoty iść ze mną na dłuższy, wieczorny spacer. A ja wyciągnęłam sporo wniosków dla siebie. Prowadzącym znów udało się zaskoczyć mnie i przewietrzyć kilka szufladek w mojej głowie, ale o tym za chwilę.

Przechodzę do klasy drugiej

Po chrzcie bojowym, jakim były trzy dni w nieciekawych warunkach atmosferycznych, przemokniętych butach i niewielkim podenerwowaniu, wyjazd na drugie klasy to była już bułka z masłem. Wiedziałam co, gdzie i jak, byłam pewniejsza siebie i Rocki, a pogoda dopisała. Mogłam więc uważniej przyglądać się interakcjom i dokładniej słuchać objaśnień prowadzących. Klasy były też krótsze, trwały dwa dni, co również sprzyjało skupieniu. 

Z większym spokojem wychodziłam na plac. Swobodniej się na nim zachowywałam, nauczona już nieco, w jaki sposób reagować na zachowania psa. Znalazłam również zabawkę idealną, którą byłam w stanie schować w mojej nerce. Wyciągałam ją w razie potrzeby, a na jej widok Rocka nie wariowała i nie zapominała o drugim psie na placu. Sama Rocca też rozpoznała miejsce, w którym już raz była. Nawet ucieszyła się, kiedy dotarłyśmy do Borków, wiedziała, czego się spodziewać i również poczuła się swobodniej. Tak więc mogę powiedzieć, że dopiero z drugich klas skorzystałyśmy obie tak, jak należy.

Co wywnioskowałam i czego się dowiedziałam?

Przede wszystkim, nabrałam większej pewności co do Rocki. Byłam raczej przekonana, że nie potrafi ona komunikować się z innymi psami i nie ma do tego zbytnich chęci. Okazało się, że jest socjalną suką – przy każdej interakcji byłą ciekawa drugiego psa, chciała się z nim komunikować. Jedynie brak jej nieco pewności i doświadczenia.

Drugą moją bolączką było to, że Rocca niekiedy zaczynała gonitwy za innymi psami. Sądziłam bowiem, że jest to jej sposób na rozładowanie instynktu łowieckiego, że traktuje drugiego psa jak zabawkę. Okazało się, że gonitwa to próba Rocki zatrzymania drugiego psa, ponieważ zdecydowanie preferuje ona statyczne i spokojne kontakty. Kiedy więc tylko drugi pies zadecyduje, że strategia ucieczki jest nieskuteczna i zatrzymuje się, Rocca wcale nie zachowuje się jak drapieżca. Przechodzi do komunikacji. Dzięki tej nauce, daję teraz Rocce więcej swobody w podjęciu decyzji o interakcji z drugim psem. Lepiej wiem, czego się po niej spodziewać i nie hamuję, jak wcześniej, jej zachowań.

O czym byłam raczej przekonana, a co się potwierdziło, to to, że Rocca bardzo mocno polega na mnie. W mojej mowie ciała szuka potwierdzenia swoich zachowań, wskazania kierunku, dzięki mnie zwiększa się jej pewność siebie. Cieszy mnie to niezmiernie, ponieważ mocno koncentruję się na tym, żeby Rocca widziała mnie jako swój kierunkowskaz, przewodnika i bezpieczną przystań. Sama też dostrzegam zmianę, jaka zaszła w naszej relacji.

Trzecią rzeczą, na którą mocno zwróciłam uwagę, jest rola zabawki. Zauważałam wcześniej, że po interakcji z innym psem Rocca często przechodzi prosto do zabawy, szarpania ze mną czy aportowania. Nie do końca byłam pewna, czy to dobrze i co to oznacza. Okazało się, że jest to zupełnie normalne zachowanie. Zabawka pomaga poradzić sobie z emocjami związanymi z kontaktem z drugim psem. Czasem nawet nie ma potrzeby samej zabawy, wystarczy, że zabawka jest w psim pysku i już psu jest lżej. Dzięki klasom lepiej wiem, jak wykorzystać zabawkę, by pomóc Rocce.

Za co lubię klasy?

To co mnie do klas przekonuje najbardziej, to dosyć unikalne w Polsce podejście do psów, jakie prezentują Paulina i Wojtek Radomiakowie. Podejście, które uważam za taki brakujący puzel w układance psiej psychologii. Jest to nacisk na emocje psa oraz relacje psa i właściciela.

W behawioryzmie koncentrujemy się najczęściej na zmianie niepożądanego zachowania, przy czym albo nie zwracamy uwagi na towarzyszące mu psie emocje, albo wyciągamy na ich temat złe wnioski. Często okazuje się, że przyczyną „złych” psich zachowań jest nieprawidłowa relacja psa z opiekunem. Kiedy ta relacja zostaje naprawiona, pies zaczyna czuć się bezpiecznie. Zaczyna zwracać do przewodnika w potrzebie, zamiast rozwiązywać problemy samodzielnie, jego zachowanie poprawia się. Ale, żeby to wszystko zrozumieć, należy dostrzegać komunikaty, jakie wysyłają do nas psy. Z czym niestety mamy ogromne problemy – obserwacja i dogłębna znajomość psiego etogramu jest niezbędna, by psu pomóc. Właśnie o tym podejściu, o budowaniu relacji i rozumieniu psiej komunikacji, podczas klas mówi się najwięcej.

Bardzo lubię też atmosferę szacunku, jaka panuje na klasach. Paulina i Wojtek powtarzają raz po raz, by nie oceniać właścicieli i psów, nie nazywają żadnych zachowań „złymi”. Podkreślają, by akceptować psy takie, jakimi są i być dumnym z najmniejszych postępów, jakie robią. I nawet jeśli pies zachowuje się „źle” – nigdy odpowiedzią nie jest ignorowanie go, karcenie czy pozostawienie samemu sobie. O dziwo, takie podejście sprawdza się i przynosi zadziwiające (a czasem – wzruszające) rezultaty, co można zaobserwować nawet na samym placu.

Czy warto wybrać się na Klasy Komunikacji?

Według mnie, klasy nie są dla wszystkich. Nie są dla szukających sensacji, bo podczas zajęć, trwających od rana do wieczora, pozornie dzieje się niewiele. Nie są dla niewyrozumiałych, bo na zajęciach nie otrzymamy z góry informacji, ile razy i w jakich godzinach nasz pies wejdzie na plac. Te plany mogą zmienić się po każdej kolejnej obserwacji prowadzących. Nie są dla niecierpliwych, bo czasem przygotowania, decyzje o doborze kolejnej pary trwają nieco dłużej.

Jeśli jednak zaakceptujemy te niewielkie niedociągnięcia i pojedziemy na klasy z otwartymi umysłami, gotowi na pozbycie się stereotypów i przyjęcie czegoś nowego, to możemy podczas zajęć nauczyć się bardzo wiele. A nawet klasy komunikacji pokochać. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mind the... Newsletter :) ?

Zapisz się na MindtheDogowy newsletter. Zero spamu i same wartościowe pieskowe treści ;)!