Klasy na piątkę z plusem

Zdaje mi się, że klasy komunikacji stały się tematem kontrowersyjnym. Dla jednych to wyjątkowy i wartościowy czas. Dla innych (podobno) wyciąganie kasy od naiwnych. Nawiasem mówiąc, myślę sobie, że ta druga grupa chyba nigdy nie uczestniczyła w klasach organizowanych przez Talking Dogs ;). Dzisiaj, choć z dużym opóźnieniem, zapraszam na moje wrażenia zeszłorocznych klas, w których uczestniczyłam. Uwaga, będzie bardzo emocjonalnie.

Federico i Wojtek z Talking Dogs – koordynator klas i tłumacz

Z moich własnych doświadczeń, a także obserwacji i opowiadań wynika, że każdy prowadzący klasy ma do tego zadania nieco inne podejście. Zaczynając już od samego dobierania psów do interakcji, na sugestiach dla opiekuna kończąc. W zeszłym roku, na zaproszenie Talking Dogs, dwukrotnie odwiedził Polskę i poprowadził klasy Federico Bettoni. To uczeń Alexy Capry, certyfikowany moderator klas komunikacji oraz trener Włoskiego Związku Sportów Kynologicznych. I człowiek o wyjątkowej wrażliwości i cieple.

Dla Federica najważniejszym aspektem klas jest relacja psa i opiekuna i to, jak nastrój, charakter, emocje przewodnika odbijają się w jego podopiecznym. W jego klasach uczestniczyłam dwukrotnie i obie edycje przypadły na bardzo trudny dla mnie czas.

Pierwsza klasa!

W trakcie pierwszych, majówkowych klas, czułam się bardzo źle. W maju rozpoczęła się moja nierówna walka z pogarszającym się nastrojem i przykrymi myślami, które zapoczątkowały emocjonalny kryzys. Klasy to była jedna z tych rzeczy, które dodawały mi nieco energii. Mimo to, były dla mnie niezmiernie trudne, bo wymagały skupienia i odpowiedniego nastrojenia, na które wtedy nie było mnie stać. W tym czasie, na placu ze mną i z Roccą działy się rzeczy przedziwne.

Rocca i Panda

Rocca nie miała chęci na interakcje niemal z żadnym psem. Po wejściu na plac znajdowała sobie wielkiego kija i układała się, dziamdziając go, z dala od wszystkiego. Kątem oka obserwowała tylko rozwój wypadków. Siedziałam obok niej, zupełnie nie wiedząc jak jej pomóc, bezradna. To był ogromny ciężar, ponieważ nie tylko ja czułam się źle. Byłam przekonana, że ponieważ na pewno coś robię źle, czegoś nie wiem, cierpi również i moja towarzyszka. Koło napędzało się, było mi coraz bardziej przykro, że nie umiem pomóc mojemu psu. A im bardziej ogarniała mnie ta przykrość, tym mniej byłam w stanie wpłynąć na cokolwiek. Po zejściu z placu emocje opadały mi dopiero po jakiejś godzinie wędrowania po polach, wspólnego siedzenia nad stawem i odpoczynku. Rocca regenerowała się szczęśliwie zdecydowanie szybciej.

Dziamdzianie patyka – strategia na poradzenie sobie z otoczeniem

Refleksje

Nie wiedziałam co się dzieje. Zachowanie Rocki było zupełnie niepodobne do tego, jakie pamiętałam z zeszłorocznych klas – nerwowego, często demonstracyjnego, ale jednak socjalnego. Odważyłam się jednak porozmawiać o tym wszystkim z Federickiem, który zadał mi kilka osobistych pytań. Nie mogłam uwierzyć, jak trafne były spostrzeżenia, które wyciągnął tylko z obserwacji naszej pary na placu. Początkowo nie chciałam przyjąć jednak wniosków, które z tego się wysnuwały, akceptację zamieniając na irytację. Stwierdziłam, że klasy nie pomogły ani mi, ani Rocce. Jednak z czasem, gdy już sobie wszystko poukładałam w głowie, stało się jasne, że była to jedna z najważniejszych lekcji dla mnie jako opiekunki psa. Uwierzyłam wtedy, że emocje Rocki są w dużej mierze odbiciem moich własnych emocji i nastroju. A uważna obserwacja w kolejnych miesiącach pozwoliły mi potwierdzić to spostrzeżenie.

Drugą klasą w długą podróż

Na kolejnych, wrześniowych klasach, czułam się już lepiej. Z przyjemnością przywitałam wiele znajomych z innych warsztatów, kursów i klas twarzy, z prowadzącymi na czele. W wakacje ukończyłam kurs mindfulness, który uzbroił mnie w kilka technik, które pomagały mi w trudniejszych chwilach. Podjęłam tez inne kroki, by wyjść z kryzysu.

Lepsze chwile, ale wciąż z badylem

Zmiana w Kudłatej widoczna była jak na dłoni. Wróciła jej ciekawość do towarzyszy na placu, naszła odwaga by eksplorować przestrzeń, nawet w pobliżu pozostałych uczestników klas. Podczas interakcji psów, pozostali uczestnicy siedzą skupieni na końcu placu, starając się nie ingerować w żaden sposób w to, co się dzieje. Niektóre psy podchodzą do tej grupki chętnie i bez problemu. Rocca, do tamtej pory, nie decydowała się na to. Nie chcę powiedzieć, że było idealnie, a Rocca zmieniła się w troskliwego misia. Jednak różnica pomiędzy pierwszą, a drugą edycją była znaczna – tak w moim samopoczuciu, jak i moim psie.

Alternatywnie niekiedy pomagała piłka

Z klasą w świat 😉

Klasy zrobiły ze mnie zupełnie innego opiekuna. Nigdzie indziej emocje psów, każdy ich najdrobniejszy gest i spojrzenie, nie są analizowane tak dokładnie. Nigdzie indziej każdy niuans relacji psa i jego opiekuna nie jest tak wyraźny. I nigdzie indziej tak dobrze nie widać zmiany, jaką przynosi w psie zmiana podejścia opiekuna. To ogromna lekcja pokory i jeszcze większa szacunku wobec naszych małych przyjaciół.

Każda edycja klas, w których uczestniczyłam, nauczyły mnie czego innego. Na tych zrozumiałam, że to, co dzieje się w interakcjach pomiędzy psami, jest w całych klasach najmniej istotne. A co jest najważniejsze? To, co pomiędzy Tobą i Twoim psem…

…Ponieważ nie chciałam jednak tworzyć jednego ultra-długiego wpisu, wnioski wynikające z powyższego, w kolejnym tekście :).

Ps. O ile mi wiadomo, Federico nie prowadzi już klas, choć nadal zajmuje się psami. W tym roku Talking Dogs zaprosiło kolejnego gościa z Włoch do poprowadzenia tych zajęć – już nie mogę się doczekać.

Na klasach jak w klasie – uczniowie pilnie słuchają panów nauczycieli

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *